wtorek, 20 września 2016

Bad dream

   Śniący nie może umrzeć, jeśli to się stanie, śniący nigdy się nie obudzi.
Kłamstwo. Właśnie umarłam we śnie co najmniej pięć razy, nie wiem, straciłam rachubę. Byłam na polu bitwy, wszędzie latali ludzie z karabinami, na ziemi walały się trupy, pourywane kończyny, serpentyny wnętrzności...
   A ja miałam w ręku tylko nóż kuchenny. A oni wszyscy polowali na mnie.
   W głowie dudniła mi nazwa prochów. Cerberos. CErberos. CERberos. CERBeros. CERBEros. CERBERos. CERBEROs. CEERBEROOOS.
    Wstałam o piątej rano.
    Podeszłam do lustra i umyłam twarz. Spojrzałam na swoje odbicie, nawet jednego siniaka nie miałam, nawet pół opuchlizny, oczy zdrowe jak jeszcze nigdy. Reszta ciała sprawna, żebra nie połamane, szczęka na miejscu.
    Wyszłam z celi nie ubierając się.
    W samych gaciach i topie biegłam do pokojów nauczycieli i instruktorów. Obszerne dobrze wyposażone pokoje wyglądały jak apartamenty z gazetek. musiałam znaleźć ten z numerem pięć.
     Otworzyłam drzwi bez pukania. Wparowałam do środka jak huragan. Chwyciłam go za kark i wywlokłam na plac. Był ubrany tylko w jakieś wyświechtane bokserki. Rzuciłam nim o hydrant mimo głośnych protestów i wierzgania. Wrzasną z bólu i skulił się, błagając bym nie robiła mu krzywdy. Poczułam gniew, wielką falę, która zalewała mnie od środka, przestałam nad sobą panować, wszystko przykryła czerń. Warknęłam. Uniosłam zaciśniętą pięść i zaczęłam go bić. Zobaczyłam krew na knykciach. Kucałam w kałuży jego moczu. Już nie krzyczał. Wydawał z siebie ciche dźwięki, pełne bólu, zupełnie jak katowane zwierze.
     Ktoś złapał mnie za nadgarstki i odciągną. Odskoczyłam do tyłu i z całych sił przygniotłam swoim ciężarem tą osobę. Wytrącony z równowagi mężczyzna upadł na plecy i klnąc obrócił mnie do siebie twarzą. Drapałam go po rękach, gdy próbował ponownie mnie unieruchomić. Coś krzyczał, bardzo niewyraźnie, coś jakby....
     - TESS! USPOKÓJ SIĘ!- Znieruchomiałam.
     Mrugnęłam kilka razy, czerń zasłaniająca moje oczy znikła. Leżałam na ziemi, nade mną klęczał Hades. Przyglądał mi się ze zgrozą.
     - Już? Przeszło Ci?- Nie odpowiadałam - Pytam czy Ci przeszło!?- zdzielił mnie otwartą dłonią w policzek - Tess!
     - Czemu mnie bijesz?
     Zaczęłam ponownie się nakręcać, zupełnie jakby ktoś wymienił mi baterie. Podwinęłam nogi i oparłam stopy na jego brzuchu. Kopnęłam z całej siły, przekoziołkował nade mną i upadł na plecy z głośnym jękiem. Szybko wskoczyłam na niego i założyłam dźwignię na prawej ręce mojego nowego nowego przeciwnika. Przebłysk. Przypomniałam sobie po co wyszłam z celi.
    - Hades, spójrz na mnie. - obróciłam go możliwie najbrutalniej tak, by patrzył prosto na mnie - Widzisz to? Złamania, obicia, otarcia, siniaki... Widzisz moje oko? Jeszcze wczoraj było całe czerwone i nic na nie nie widziałam. Wytłumacz mi czemu teraz wyglądam tak, a nie jak żałosna kupka nieszczęścia.
    Rano zobaczyłam w lustrze zdrową silną kobietę, nieskazitelnie urodziwą. Nawet moje włosy wyglądały lepiej.
    - Co mi podaliście jak spałam.
    - Nie wiem o czym... - Złamałam mu nadgarstek jednym ruchem ręki - Aggghhh... Ty suko...
    - Zadałam pytanie. Odpowiadaj.
    - Nic Ci nie podaliśmy, więc mogłabyś... - ujęłam jego głowę w dłonie i przyłożyłam nią o posadzkę kilka razy. Zemdlał.
    Wstałam i skierowałam swą ciekawość na osobę którą zmasakrowałam. Pielęgniarz, od którego regularnie maniłam leki przeciwbólowe, plastry i maści leżał w kałuży swoich szczyn. Sądząc po urywanych ruchach klatki piersiowej- żył.
    - Ej, podawałeś mi coś w nocy?- Nie reagował, chyba był dalej nieprzytomny. Nadepnęłam na jego dłoń, w której miał złamany palec - Ooo obudziła się dzidzia. Pytam czy  podawaliście mi coś w nocy. Lepiej mów prawdę albo nogi Ci z dupy powyrywam. I mówię tu całkiem poważnie.
     Szacował czy jestem zdolna do wyrwania mu nóg. Widziałam to w oczach tego skurwysyna. Płakał z bólu i pluł krwią, ale zrozumiałam co tam sobie mruczał pod nosem.
    - Dostałaś... tylko trochę... większą dawkę niż... zwyk khe khe khe... zwykle.
    Niż zwykle. Czyli nie dali mi tego tylko w biurze. Dostawałam to gówno regularnie.
    Olałam pielęgniarza, który zaczął prosić mnie o pomoc. Tym razem to Hadesa podniosłam za kark i zaczęłam go tachać do swojej celi. Dalej był nieprzytomny. Posadziłam go więc na swoim łóżku i związałam sznurówkami ze wszystkich moich par butów, a trochę ich było.
    Zdzieliłam go tak jak on mnie. Nic. Żadnej reakcji. Przeszukałam jego kieszenie i znalazłam zestaw napełnionych strzykawek. Wyjęłam jedną i bez zastanowienia wbiłam ją w szyję Hadesa. Drgną, następnie otworzył szeroko oczy i rozchylił usta w niemym krzyku. Jego źrenice przysłaniały całą tęczówkę, wyglądał jak zastygły w przerażeniu posąg...
     - Obudzony?
     - Ocipiałaś do reszty?! - Na moich oczach jego odrobinkę wgnieciona czaszka wróciła do bardziej zdrowego kształtu - Całą dawkę prosto w szyję, chciałaś żebym padł z przedawkowania? Odsuń się na moment.
      Zrobiłam co kazał. Nie wiem czemu.
      Mógł dzięki temu spokojnie rozerwać dwadzieścia par sznurówek które szczelnie zawiązałam na potrójne supełki dookoła jego szczupłych nadgarstków...
      - W tych strzykawkach jest Cerberos?
      - Tak- powiedział rozmasowując nadgarstki - I dla ścisłości, w jednej jest dawka która mogłaby zabić na miejscu osobę nieprzystosowaną do regularnego zażywania. Więc nawet nie myśl o użyciu.
       - Jak długo to dostaje? Nie rób takiej miny, pielęgniarz tarzał się we własnych fekaliach ze strachu, wyśpiewał mi wszystko. Że dostałam w nocy więcej niż zwykle. Zwykle- to słowo informuje o tym, że dostaje to regularnie. Sądząc po moich codziennych rześkich pobudkach, gdy jestem pełna energii i siły na trening- wnioskuje...
       - Skończ z tą dedukcją. Tak, dobra, wygrałaś, dostajesz to od kilku tygodni dzień w dzień, odkąd jesteś w ośrodku, podajemy Ci lek dożylnie w nocy. Zadowolona? Co Ci z tej informacji?
       Wbiłam sobie strzykawkę w udo i wstrzyknęłam połowę zawartości ampułki do organizmu. Poczułam jak serce przyspiesza, jak nastawia się wybity palec w prawej ręce, wszystkie starte knykcie się regenerują... Czad.
     - To tak zawsze? Mam teraz niby więcej siły? - Podeszłam do Hadesa i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń, jednocześnie łamiąc mu kilka kości paliczkowych na dzień dobry - Hahaha, niezłe, podoba mi się.
     Hades nawet się nie skrzywił, w ułamku sekundy jego obrażenia znikły. Dłoń nówka sztuka, nie śmigana....
      - Skończyłaś się bawić?
      - W sumie... Tak :) A teraz chce pogadać z jakąś grubą rybą o moim przeniesieniu ze szkolenia dla Świeżaków.  Chce wejść na inny poziom Hades. I nie rób mnie w chuja, że niby nie mogę.

                                                                 *******
 
     Siedziałam na krześle. Bardzo drogim krześle. Nie byłam już tak pewna siebie i wyszczekana.
Nade mną, pode mną, dookoła mnie... Wszędzie pływały rekiny. Za szybką. Grubą szybką. Kurewsko wielkie bestie wszędzie. Nienawidziłam czuć się osaczona. A kryształowe krzesło na którym mnie posadzono, nie budowało mojej pewności siebie. Wręcz przeciwnie.
     Czekam już od godziny, pomyślałam, że chcielibyście o tym wiedzieć.
    Czekam na takiego jednego typka, w sumie ponoć fajny gość. Nazywa się Zeus (powaga, cała ta organizacja leci sobie w kulki z mitologią chyba) trzyma w szachu niemal cały świat. Śpi na fosie, myje się forsą, zapewne nią szcza i sra codziennie rano, po tym jak już umyje się w deszczu diamentów... Ogółem mówiąc, bogaty, wpływowy człowiek.
    A ja, taka nic nie znacząca Tess, siedzę sobie tutaj i czekam aż raczy zejść i zamieni ze mną słówko albo dwa. Zależy na ile słówek znajdzie czas.
     Stukałam paznokciami o oparcie. Bo to odprężające. Dopóki sto kamer nie zwróciło się w moją stronę. Dopóki na moim ciele nie znalazło się sto laserów, dzięki którym działka uprzejmie informowały mnie, że jeszcze jedno drgnięcie, a nie zostanie ze mnie nawet skalp...
     Kocham tą siedzibę.
     Całym moim serduszkiem.
     - Panno Tess. - A oto lokaj rodu pojebów. Niech zgadnę. Hermes. Dam sobie głowę uciąć że tak nazwali tego dupka. Albo Sebastian. - Czy mogłaby Pani udać się za mną? Systemy alarmowe zostały już wyłączone dla Pani.
     - Jak się nazywasz? - Musiałam to wiedzieć.
     - Mój ród od pokoleń służy rodzinie Zeusa. Mamy przyjemność zwać się jego Hermesami.
     Żartujecie sobie ze mnie.
     Szliśmy korytarzem, wzdłuż którego błyskotliwy projektant wnętrz- w przepływie pasji i natchnienia- powiesił obrazy, oprawione w wysadzane drogimi kamieniami ramy. Portrety przedstawiały ponurych mężczyzn, podobnych z wyglądu, wszyscy byli w mniej więcej tym samym wieku. Fajnie. Trzydzieści jakże oryginalnych bohomazów. Właśnie na to wydałabym swoją fortunę. Oczywiście.
     - Musi pani jeszcze chwileczkę poczekać przed drzwiami. Za chwilkę panią poproszę do środka.
     Drzwi. Dobrze dobrane słowo. Dobrze ze nie powiedział "drzwiczkami"- wtedy mogłabym nie wytrzymać i zaczęłabym się śmiać, a mam poważne wątpliwości czy tutejszy alarm nie włącza się na dźwięk bardziej wesoły od monotonnego głosu Hermesa...
     To były jebutne wrota. Portal. W życiu nie widziałam tak wielkich drzwi.
     Znów godzina czekania.
     A potem, uśmiechnięty Hermes zapraszający mnie do środka.
     I jeden z większych wstrząsów mojego życia.
 





poniedziałek, 19 września 2016

Cerberos


    Zrozumiałam, że pokorne ciele dwie matki ssie. Plotki rozchodzą się tu szybciej niż w najmniejszej wsi. Mogłam go ładnie przeprosić, powiedzieć "no rzeczywiście mój błąd będę grzeczna będę pana słuchać" ale nieeee... musiałam się z nim lać...
    Więc teraz muszę przyjmować wyzwania.
    - Garda mordeczko, gardaaa!
    Nie zdążyłam. Moment rozproszenia i leże na glebie. Twarzą w błocie, obolała po czterech poprzednich sierpowych na twarz.
    Witam ponownie, oto ja, Tess, obecnie ledwo przytomna. "Jakie wyzwania Panno Tess"- spytacie! A ja Wam odpowiem- "Banda napalonych na walkę skurwieli postanowiła mi pokazać, że nie będę bić ich ukochanego nauczyciela, który jest przecież niemalże szefem całej tej barwnej organizacji zrzeszającej samych napalonych do walki chorych psychicznie zabójców .-." Dokładnie.
   Nie wstawałam. Leżałam mordą w błocie z rozbawieniem obserwując jak krew miesza się z rozpaćkanym piachem. Jest super, naprawdę właśnie o tym marzyłam, by codziennie dostawać po mordzie, by nie móc odpocząć w żadnej części dnia, by spać po siedem godzin, jeść papkę pełną witamin albo owsianki i jogurciki, bo mamy być perfekto i fit i sprawni i w ogóle fantastyczni...
    Mam kurwa dość więc tak sobie poleżę, pośmieje się i zacznę bredzić głupoty to może dadzą mi spokój...
    - Ej, widzieliście kiedyś jak ta szmata z kimkolwiek rozmawia?
    - Nie, jakaś dzika jest, słyszałeś co odstawiła w banku?
    - Nie, a co się tam stało?
    - Stary totalnie oszalała! Zabiła kilkanaście osób i nawet nie uciekała tylko chichrała się na kolanach jakiegoś trupa!
    - Posrana jakaś...
   Będę to ignorować, od wczoraj nie słucham niczego innego, zaczęłam nawet tęsknić za budzikiem. Wszystko było lepsze od ich gadania, jakby byli lepsi. Mam dookoła 57 innych morderców, psycholi, ale uważają się za lepszych, bo szanują organizację i jej przedstawicieli, bo organizacja daje im pracę i azyl... A ja nie szanuje tutaj nikogo. Jestem więc be.
   Powolutku zaczęłam się podnosić, nie zawracałam sobie głowy wycieraniem się z błota, to nie miało sensu, zaraz pewnie znów wyląduje na glebie... Spojrzałam z uśmiechem na swojego przeciwnika, krąg dookoła nas zacisną się jeszcze bardziej, wszyscy w napięciu czekali na mój ruch...
Podeszłam do niego zalotnie kręcąc biodrami, podniosłam ręce w geście rezygnacji i bezbronności, nie stawiał oporu gdy oplotłam go rękoma dookoła szyi i złożyłam dłuuugi pocałunek na jego
zakrwawionych ustach. Ludzie dookoła krzyczeli, słyszałam gwizdy, perwersyjne teksty... Oh, show must go on. Zacisnęłam zęby na jego wardze, szarpnęłam głową i wyrwałam kawał mięsa z jego parszywej gęby. Wrzeszczał jakbym co najmniej wywierciła mu jaja z korzeniami.
    Wszyscy w szoku patrzyli jak wypluwam kawał tkanki i z obrzydzeniem charczę na swoje ręce.
    Rozejrzałam się dookoła i doszłam do wniosku że chyba mnie dziś zamordują...
   Całe szczęście nie mieli takiej okazji.
    - ROZEJŚĆ SIĘ DO CHOLERY JASNEJ! - wrzeszczeli porządkowi - NO JUUUŻ Z DROGI LUDZIE!
    Każdy odsuwał się od nich na kilka metrów, mieli paralizatory, pistolety, pałki teleskopowe, sieci do pętania, liny- przede wszystkim- wyglądali jak banda wkurwionych ruskich, mieli mordy gorsze od ludzi z Wsierossijki...
   - Co tu się dzieje?! Ty!- Wskazał na mnie palcem- Co to za zamieszanie!?
   - Broniłam się, zwykła bójka.
   - Won do swojej celi! W podskokach!
   - Tak jest!
    Korzystając z tego daru od mojego niesamowitego farta- zrobiłam co mi kazał, zwiałam do celi w podskokach, aż się za mną kurzyło, musielibyście to zobaczyć na własne oczy by móc się śmiać z całej sytuacji tak jak ja. Zamknęłam się na cztery spusty i wskoczyłam za łóżko, chowając się przed całym światem.
    Musiałam przemyć rany. Zdjęłam z siebie ubranie, w samej bieliźnie podeszłam do umywalki. W lustrze widziałam cień dawnej sobie. Poobijana, zakrwawiona Tess. Szczuplejsza, groźniejsza, niepodobna do zapracowanej młodej dziewczyny którą byłam. 
    Zmoczyłam mały ręcznik i zaczęłam myć nim swoje obolałe ciało. Zaciskałam zęby szorując rany i krwiaki, jęczałam z bólu, gdy musiałam dokładnie wyszorować zmasakrowaną twarz. 
    Nie widzę na prawe oko. Dopiero teraz to do mnie dotarło. 
    Chciałam płakać. W tym momencie przechodziłam taki swój mały wewnętrzny kryzys.
    Szybko się uczyłam, harowałam na siłowni i zajęciach, chciałam być najlepsza, chciałam udowodnić sobie ze mogę osiągnąć najwyższy stopień w tym społeczeństwie, że stanę się mordercą na posyłki bogatych ludzi, narobię się kupy szmalu i... 
    Po co.
    - Dla siebie. Robię to dla siebie, tego chce. - powiedziałam do dziewczyny w lustrze - Chce by ktoś mnie potrzebował, bym była niezastąpiona. 
    Spojrzałam na nią zdrowym okiem i uśmiechnęłam się. Ona zrobiła to samo. 
    - A teraz lulu. Musisz im jutro pokazać że się nie boisz. 
    Zadowolona z siebie, że tak szybko zażegnałam wszelkie wątpliwości mojej wewnętrznej miękkiej ciepłej kluski, odwróciłam się w stronę łóżka i już miałam się na nie położyć... Gdy zobaczyłam ze siedzi tam Hades. 
    Co. 
    Od kiedy on tu sobie tak beztrosko...? 
    - Dobry wieczór Tess. Skończyłaś gadać do siebie? 
    Przez chwilę stałam w bezruchu. Jak mogłam go przeoczyć? Gdy wparowałam do celi ledwo widziałam gdzie stopy stawiam, ale ciężko jest nie zauważyć gościa w garniaku, który siedzi sobie na moim łóżku, tyłkiem na podusi.  
    A może dostałam za mocno w łeb? 
    Boże, obiecuje, będę już grzeczna tylko przestań zsyłać mi wizje w których...
    - Jeśli skończyłaś, może byś się ubrała? Brzydzi mnie patrzenie na twoje odsłonięte ciało. 
    Żartowałam, Panie Boże, jeśli istniejesz, cofam moją prośbę. 
    - Wynoś się stąd - syknęłam.
    - Przyszedłem by odwołać naszą walkę na arenie, nie chcę użerać się z Tobą w tak niedojrzały i wulgarny sposób, poza tym moglibyśmy nawzajem się pozabijać, co byłoby dość kłopotliwe dla organizacji....
     - Powiedziałam. Wynoś. Się. Stąd.- Cedziłam przez zęby. 
     - Daj mi skończyć. Odwołam walkę oficjalnie, zostaniesz wysłana na kurs dzięki któremu szybciej ukończysz pierwszy etap, będziesz mogła w przeciągu trzech miesięcy wybrać swoją specjalizację, dostaniesz prywatnych nauczycieli, tylko zgódź się na odwołanie walki. 
     Wyrwałam swą kołdrę spod okrutnej tyranii jego tyłka i owinęłam się nią aż pod brodę. Postanowiłam go jeszcze nie wyrzucać. 
      - Jaki masz w tym cel. Boisz się że przegrasz? 
      - Nie boję się porażki, ani samej walki. Nawet wierzę w to, że mógłbym wyjść z niej bez szwanku, podczas gdy Ty, wiłabyś się z bólu pod moim butem. Chodzi o to, że Tobie nie może stać się krzywda. 
      - Czy Ty usiłujesz mnie wkurzyć? Prowokujesz mnie do...
      - Słuchaj, jesteś ważna. Twój organizm nie odtrąca działania Cerberosa, nie mogę więc narażać Cię na razie na śmierć. - Otworzyłam usta by zalać go potokiem pytań, ale jak zwykle mi przerwał - zamknij się na moment. Nie dziwi Cię to, że tak świetnie sobie radzisz? Nim do nas trafiłaś, mogłaś przebiec maksymalnie drogę do autobusu, podnosiłaś małe ciężary, wykazywałaś niską tolerancję na stres, ciężkie warunki, niewyspanie... A w zaledwie dwa tygodnie magicznie zmieniłaś się w psychopatkę o ciekawych zdolnościach manualnych. Umiesz się bić, jesteś silna jak na kobietę, masz wilczą wytrwałość, biegasz jak demon i ciężko Cię ostatecznie powalić, bo po jakimś czasie wstajesz niewzruszona. 
     - Nie myślałam o tym...
     - A My tak. Przed atakiem na Bank byłaś słaba jak nowo narodzone dziecko. Szef tego Piekła Zeus z jakiegoś powodu postanowił Wypróbować na Tobie nowy lek. Cerberos. Firma w której pracowałaś należała do niego, więc nie trudno było Ci wrzucić proszki do żarcia. Po tygodniu zażywania zamordowałaś szesnaście osób i zaczęłaś się zachowywać jak zwierzę, ufasz swojemu nowemu morderczemu instynktowi, nowej sile. 
     - Więc... To wszystko to tylko... Jakiś lek? Nie ja? 
     - Po prostu od niego nie zdechłaś, jak kilkadziesiąt innych osób. Poza Tobą mamy piątkę innych zabójców, którzy tolerują Cerberosa ale żaden w tak zadowalającym stopniu jak Ty. 
     Usiadłam na ziemi. fala nowych szokujących informacji uderzyła we mnie z potęgą tsunami. 
     Jestem jakimś eksperymentem? 
     - Hades idź sobie. 
     - Tylko tyle masz do powiedzenia? Żadnych pytań? 
     Spojrzałam na niego z całą nienawiścią jaką miałam w sobie. W moim obecnym stanie pewnie i tak wyglądałam żałośnie. 
     - Radzę Ci wyjść. Zamknij moją celę od zewnątrz i daj mi spokój. 
     - Przyjdę jutro, pojutrze, i jeszcze następnego dnia, dopóki nie dasz mi odpowiedzi. 
     - Nie musisz. 
     -...?
     - Nie odwołam tej walki. Chce Cię zabić. Naprawdę. Za sześć dni widzimy się na Arenie złamasie.
     - Tess, bądź rozsądna! - wrzasnął, tracąc całą otoczkę opanowanego Hadesa - W zarządzie urwą mi nogi jak Cię rozwalę. 
      Nie miałam ochoty się z nim kłócić. Po prostu rzuciłam w niego kołdrą i skoczyłam na oślepionego przeciwnika. Podniosłam go ponad ziemię i wyrzuciłam z mojej celi, trzaskając drzwiami. 
     Oparłam się plecami o ścianę dysząc ze zmęczenia. Na dziś miałam dość. Odwróciłam się w stronę łóżka i już miałam się na nim położyć i udać się w rejs do krainy Morfeusza gdy... 
     - Pardon - Otworzyłam drzwi, zerwałam z osłupiałego Hadesa swoją kołdrę i ponownie trzasnęłam nimi tak, że echo niosło się po całym obiekcie. 
    Zasnęłam myśląc o Cerberosie.