Śniący nie może umrzeć, jeśli to się stanie, śniący nigdy się nie obudzi.
Kłamstwo. Właśnie umarłam we śnie co najmniej pięć razy, nie wiem, straciłam rachubę. Byłam na polu bitwy, wszędzie latali ludzie z karabinami, na ziemi walały się trupy, pourywane kończyny, serpentyny wnętrzności...
A ja miałam w ręku tylko nóż kuchenny. A oni wszyscy polowali na mnie.
W głowie dudniła mi nazwa prochów. Cerberos. CErberos. CERberos. CERBeros. CERBEros. CERBERos. CERBEROs. CEERBEROOOS.
Wstałam o piątej rano.
Podeszłam do lustra i umyłam twarz. Spojrzałam na swoje odbicie, nawet jednego siniaka nie miałam, nawet pół opuchlizny, oczy zdrowe jak jeszcze nigdy. Reszta ciała sprawna, żebra nie połamane, szczęka na miejscu.
Wyszłam z celi nie ubierając się.
W samych gaciach i topie biegłam do pokojów nauczycieli i instruktorów. Obszerne dobrze wyposażone pokoje wyglądały jak apartamenty z gazetek. musiałam znaleźć ten z numerem pięć.
Otworzyłam drzwi bez pukania. Wparowałam do środka jak huragan. Chwyciłam go za kark i wywlokłam na plac. Był ubrany tylko w jakieś wyświechtane bokserki. Rzuciłam nim o hydrant mimo głośnych protestów i wierzgania. Wrzasną z bólu i skulił się, błagając bym nie robiła mu krzywdy. Poczułam gniew, wielką falę, która zalewała mnie od środka, przestałam nad sobą panować, wszystko przykryła czerń. Warknęłam. Uniosłam zaciśniętą pięść i zaczęłam go bić. Zobaczyłam krew na knykciach. Kucałam w kałuży jego moczu. Już nie krzyczał. Wydawał z siebie ciche dźwięki, pełne bólu, zupełnie jak katowane zwierze.
Ktoś złapał mnie za nadgarstki i odciągną. Odskoczyłam do tyłu i z całych sił przygniotłam swoim ciężarem tą osobę. Wytrącony z równowagi mężczyzna upadł na plecy i klnąc obrócił mnie do siebie twarzą. Drapałam go po rękach, gdy próbował ponownie mnie unieruchomić. Coś krzyczał, bardzo niewyraźnie, coś jakby....
- TESS! USPOKÓJ SIĘ!- Znieruchomiałam.
Mrugnęłam kilka razy, czerń zasłaniająca moje oczy znikła. Leżałam na ziemi, nade mną klęczał Hades. Przyglądał mi się ze zgrozą.
- Już? Przeszło Ci?- Nie odpowiadałam - Pytam czy Ci przeszło!?- zdzielił mnie otwartą dłonią w policzek - Tess!
- Czemu mnie bijesz?
Zaczęłam ponownie się nakręcać, zupełnie jakby ktoś wymienił mi baterie. Podwinęłam nogi i oparłam stopy na jego brzuchu. Kopnęłam z całej siły, przekoziołkował nade mną i upadł na plecy z głośnym jękiem. Szybko wskoczyłam na niego i założyłam dźwignię na prawej ręce mojego nowego nowego przeciwnika. Przebłysk. Przypomniałam sobie po co wyszłam z celi.
- Hades, spójrz na mnie. - obróciłam go możliwie najbrutalniej tak, by patrzył prosto na mnie - Widzisz to? Złamania, obicia, otarcia, siniaki... Widzisz moje oko? Jeszcze wczoraj było całe czerwone i nic na nie nie widziałam. Wytłumacz mi czemu teraz wyglądam tak, a nie jak żałosna kupka nieszczęścia.
Rano zobaczyłam w lustrze zdrową silną kobietę, nieskazitelnie urodziwą. Nawet moje włosy wyglądały lepiej.
- Co mi podaliście jak spałam.
- Nie wiem o czym... - Złamałam mu nadgarstek jednym ruchem ręki - Aggghhh... Ty suko...
- Zadałam pytanie. Odpowiadaj.
- Nic Ci nie podaliśmy, więc mogłabyś... - ujęłam jego głowę w dłonie i przyłożyłam nią o posadzkę kilka razy. Zemdlał.
Wstałam i skierowałam swą ciekawość na osobę którą zmasakrowałam. Pielęgniarz, od którego regularnie maniłam leki przeciwbólowe, plastry i maści leżał w kałuży swoich szczyn. Sądząc po urywanych ruchach klatki piersiowej- żył.
- Ej, podawałeś mi coś w nocy?- Nie reagował, chyba był dalej nieprzytomny. Nadepnęłam na jego dłoń, w której miał złamany palec - Ooo obudziła się dzidzia. Pytam czy podawaliście mi coś w nocy. Lepiej mów prawdę albo nogi Ci z dupy powyrywam. I mówię tu całkiem poważnie.
Szacował czy jestem zdolna do wyrwania mu nóg. Widziałam to w oczach tego skurwysyna. Płakał z bólu i pluł krwią, ale zrozumiałam co tam sobie mruczał pod nosem.
- Dostałaś... tylko trochę... większą dawkę niż... zwyk khe khe khe... zwykle.
Niż zwykle. Czyli nie dali mi tego tylko w biurze. Dostawałam to gówno regularnie.
Olałam pielęgniarza, który zaczął prosić mnie o pomoc. Tym razem to Hadesa podniosłam za kark i zaczęłam go tachać do swojej celi. Dalej był nieprzytomny. Posadziłam go więc na swoim łóżku i związałam sznurówkami ze wszystkich moich par butów, a trochę ich było.
Zdzieliłam go tak jak on mnie. Nic. Żadnej reakcji. Przeszukałam jego kieszenie i znalazłam zestaw napełnionych strzykawek. Wyjęłam jedną i bez zastanowienia wbiłam ją w szyję Hadesa. Drgną, następnie otworzył szeroko oczy i rozchylił usta w niemym krzyku. Jego źrenice przysłaniały całą tęczówkę, wyglądał jak zastygły w przerażeniu posąg...
- Obudzony?
- Ocipiałaś do reszty?! - Na moich oczach jego odrobinkę wgnieciona czaszka wróciła do bardziej zdrowego kształtu - Całą dawkę prosto w szyję, chciałaś żebym padł z przedawkowania? Odsuń się na moment.
Zrobiłam co kazał. Nie wiem czemu.
Mógł dzięki temu spokojnie rozerwać dwadzieścia par sznurówek które szczelnie zawiązałam na potrójne supełki dookoła jego szczupłych nadgarstków...
- W tych strzykawkach jest Cerberos?
- Tak- powiedział rozmasowując nadgarstki - I dla ścisłości, w jednej jest dawka która mogłaby zabić na miejscu osobę nieprzystosowaną do regularnego zażywania. Więc nawet nie myśl o użyciu.
- Jak długo to dostaje? Nie rób takiej miny, pielęgniarz tarzał się we własnych fekaliach ze strachu, wyśpiewał mi wszystko. Że dostałam w nocy więcej niż zwykle. Zwykle- to słowo informuje o tym, że dostaje to regularnie. Sądząc po moich codziennych rześkich pobudkach, gdy jestem pełna energii i siły na trening- wnioskuje...
- Skończ z tą dedukcją. Tak, dobra, wygrałaś, dostajesz to od kilku tygodni dzień w dzień, odkąd jesteś w ośrodku, podajemy Ci lek dożylnie w nocy. Zadowolona? Co Ci z tej informacji?
Wbiłam sobie strzykawkę w udo i wstrzyknęłam połowę zawartości ampułki do organizmu. Poczułam jak serce przyspiesza, jak nastawia się wybity palec w prawej ręce, wszystkie starte knykcie się regenerują... Czad.
- To tak zawsze? Mam teraz niby więcej siły? - Podeszłam do Hadesa i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń, jednocześnie łamiąc mu kilka kości paliczkowych na dzień dobry - Hahaha, niezłe, podoba mi się.
Hades nawet się nie skrzywił, w ułamku sekundy jego obrażenia znikły. Dłoń nówka sztuka, nie śmigana....
- Skończyłaś się bawić?
- W sumie... Tak :) A teraz chce pogadać z jakąś grubą rybą o moim przeniesieniu ze szkolenia dla Świeżaków. Chce wejść na inny poziom Hades. I nie rób mnie w chuja, że niby nie mogę.
*******
Siedziałam na krześle. Bardzo drogim krześle. Nie byłam już tak pewna siebie i wyszczekana.
Nade mną, pode mną, dookoła mnie... Wszędzie pływały rekiny. Za szybką. Grubą szybką. Kurewsko wielkie bestie wszędzie. Nienawidziłam czuć się osaczona. A kryształowe krzesło na którym mnie posadzono, nie budowało mojej pewności siebie. Wręcz przeciwnie.
Czekam już od godziny, pomyślałam, że chcielibyście o tym wiedzieć.
Czekam na takiego jednego typka, w sumie ponoć fajny gość. Nazywa się Zeus (powaga, cała ta organizacja leci sobie w kulki z mitologią chyba) trzyma w szachu niemal cały świat. Śpi na fosie, myje się forsą, zapewne nią szcza i sra codziennie rano, po tym jak już umyje się w deszczu diamentów... Ogółem mówiąc, bogaty, wpływowy człowiek.
A ja, taka nic nie znacząca Tess, siedzę sobie tutaj i czekam aż raczy zejść i zamieni ze mną słówko albo dwa. Zależy na ile słówek znajdzie czas.
Stukałam paznokciami o oparcie. Bo to odprężające. Dopóki sto kamer nie zwróciło się w moją stronę. Dopóki na moim ciele nie znalazło się sto laserów, dzięki którym działka uprzejmie informowały mnie, że jeszcze jedno drgnięcie, a nie zostanie ze mnie nawet skalp...
Kocham tą siedzibę.
Całym moim serduszkiem.
- Panno Tess. - A oto lokaj rodu pojebów. Niech zgadnę. Hermes. Dam sobie głowę uciąć że tak nazwali tego dupka. Albo Sebastian. - Czy mogłaby Pani udać się za mną? Systemy alarmowe zostały już wyłączone dla Pani.
- Jak się nazywasz? - Musiałam to wiedzieć.
- Mój ród od pokoleń służy rodzinie Zeusa. Mamy przyjemność zwać się jego Hermesami.
Żartujecie sobie ze mnie.
Szliśmy korytarzem, wzdłuż którego błyskotliwy projektant wnętrz- w przepływie pasji i natchnienia- powiesił obrazy, oprawione w wysadzane drogimi kamieniami ramy. Portrety przedstawiały ponurych mężczyzn, podobnych z wyglądu, wszyscy byli w mniej więcej tym samym wieku. Fajnie. Trzydzieści jakże oryginalnych bohomazów. Właśnie na to wydałabym swoją fortunę. Oczywiście.
- Musi pani jeszcze chwileczkę poczekać przed drzwiami. Za chwilkę panią poproszę do środka.
Drzwi. Dobrze dobrane słowo. Dobrze ze nie powiedział "drzwiczkami"- wtedy mogłabym nie wytrzymać i zaczęłabym się śmiać, a mam poważne wątpliwości czy tutejszy alarm nie włącza się na dźwięk bardziej wesoły od monotonnego głosu Hermesa...
To były jebutne wrota. Portal. W życiu nie widziałam tak wielkich drzwi.
Znów godzina czekania.
A potem, uśmiechnięty Hermes zapraszający mnie do środka.
I jeden z większych wstrząsów mojego życia.
Kłamstwo. Właśnie umarłam we śnie co najmniej pięć razy, nie wiem, straciłam rachubę. Byłam na polu bitwy, wszędzie latali ludzie z karabinami, na ziemi walały się trupy, pourywane kończyny, serpentyny wnętrzności...
A ja miałam w ręku tylko nóż kuchenny. A oni wszyscy polowali na mnie.
W głowie dudniła mi nazwa prochów. Cerberos. CErberos. CERberos. CERBeros. CERBEros. CERBERos. CERBEROs. CEERBEROOOS.
Wstałam o piątej rano.
Podeszłam do lustra i umyłam twarz. Spojrzałam na swoje odbicie, nawet jednego siniaka nie miałam, nawet pół opuchlizny, oczy zdrowe jak jeszcze nigdy. Reszta ciała sprawna, żebra nie połamane, szczęka na miejscu.
Wyszłam z celi nie ubierając się.
W samych gaciach i topie biegłam do pokojów nauczycieli i instruktorów. Obszerne dobrze wyposażone pokoje wyglądały jak apartamenty z gazetek. musiałam znaleźć ten z numerem pięć.
Otworzyłam drzwi bez pukania. Wparowałam do środka jak huragan. Chwyciłam go za kark i wywlokłam na plac. Był ubrany tylko w jakieś wyświechtane bokserki. Rzuciłam nim o hydrant mimo głośnych protestów i wierzgania. Wrzasną z bólu i skulił się, błagając bym nie robiła mu krzywdy. Poczułam gniew, wielką falę, która zalewała mnie od środka, przestałam nad sobą panować, wszystko przykryła czerń. Warknęłam. Uniosłam zaciśniętą pięść i zaczęłam go bić. Zobaczyłam krew na knykciach. Kucałam w kałuży jego moczu. Już nie krzyczał. Wydawał z siebie ciche dźwięki, pełne bólu, zupełnie jak katowane zwierze.
Ktoś złapał mnie za nadgarstki i odciągną. Odskoczyłam do tyłu i z całych sił przygniotłam swoim ciężarem tą osobę. Wytrącony z równowagi mężczyzna upadł na plecy i klnąc obrócił mnie do siebie twarzą. Drapałam go po rękach, gdy próbował ponownie mnie unieruchomić. Coś krzyczał, bardzo niewyraźnie, coś jakby....
- TESS! USPOKÓJ SIĘ!- Znieruchomiałam.
Mrugnęłam kilka razy, czerń zasłaniająca moje oczy znikła. Leżałam na ziemi, nade mną klęczał Hades. Przyglądał mi się ze zgrozą.
- Już? Przeszło Ci?- Nie odpowiadałam - Pytam czy Ci przeszło!?- zdzielił mnie otwartą dłonią w policzek - Tess!
- Czemu mnie bijesz?
Zaczęłam ponownie się nakręcać, zupełnie jakby ktoś wymienił mi baterie. Podwinęłam nogi i oparłam stopy na jego brzuchu. Kopnęłam z całej siły, przekoziołkował nade mną i upadł na plecy z głośnym jękiem. Szybko wskoczyłam na niego i założyłam dźwignię na prawej ręce mojego nowego nowego przeciwnika. Przebłysk. Przypomniałam sobie po co wyszłam z celi.
- Hades, spójrz na mnie. - obróciłam go możliwie najbrutalniej tak, by patrzył prosto na mnie - Widzisz to? Złamania, obicia, otarcia, siniaki... Widzisz moje oko? Jeszcze wczoraj było całe czerwone i nic na nie nie widziałam. Wytłumacz mi czemu teraz wyglądam tak, a nie jak żałosna kupka nieszczęścia.
Rano zobaczyłam w lustrze zdrową silną kobietę, nieskazitelnie urodziwą. Nawet moje włosy wyglądały lepiej.
- Co mi podaliście jak spałam.
- Nie wiem o czym... - Złamałam mu nadgarstek jednym ruchem ręki - Aggghhh... Ty suko...
- Zadałam pytanie. Odpowiadaj.
- Nic Ci nie podaliśmy, więc mogłabyś... - ujęłam jego głowę w dłonie i przyłożyłam nią o posadzkę kilka razy. Zemdlał.
Wstałam i skierowałam swą ciekawość na osobę którą zmasakrowałam. Pielęgniarz, od którego regularnie maniłam leki przeciwbólowe, plastry i maści leżał w kałuży swoich szczyn. Sądząc po urywanych ruchach klatki piersiowej- żył.
- Ej, podawałeś mi coś w nocy?- Nie reagował, chyba był dalej nieprzytomny. Nadepnęłam na jego dłoń, w której miał złamany palec - Ooo obudziła się dzidzia. Pytam czy podawaliście mi coś w nocy. Lepiej mów prawdę albo nogi Ci z dupy powyrywam. I mówię tu całkiem poważnie.
Szacował czy jestem zdolna do wyrwania mu nóg. Widziałam to w oczach tego skurwysyna. Płakał z bólu i pluł krwią, ale zrozumiałam co tam sobie mruczał pod nosem.
- Dostałaś... tylko trochę... większą dawkę niż... zwyk khe khe khe... zwykle.
Niż zwykle. Czyli nie dali mi tego tylko w biurze. Dostawałam to gówno regularnie.
Olałam pielęgniarza, który zaczął prosić mnie o pomoc. Tym razem to Hadesa podniosłam za kark i zaczęłam go tachać do swojej celi. Dalej był nieprzytomny. Posadziłam go więc na swoim łóżku i związałam sznurówkami ze wszystkich moich par butów, a trochę ich było.
Zdzieliłam go tak jak on mnie. Nic. Żadnej reakcji. Przeszukałam jego kieszenie i znalazłam zestaw napełnionych strzykawek. Wyjęłam jedną i bez zastanowienia wbiłam ją w szyję Hadesa. Drgną, następnie otworzył szeroko oczy i rozchylił usta w niemym krzyku. Jego źrenice przysłaniały całą tęczówkę, wyglądał jak zastygły w przerażeniu posąg...
- Obudzony?
- Ocipiałaś do reszty?! - Na moich oczach jego odrobinkę wgnieciona czaszka wróciła do bardziej zdrowego kształtu - Całą dawkę prosto w szyję, chciałaś żebym padł z przedawkowania? Odsuń się na moment.
Zrobiłam co kazał. Nie wiem czemu.
Mógł dzięki temu spokojnie rozerwać dwadzieścia par sznurówek które szczelnie zawiązałam na potrójne supełki dookoła jego szczupłych nadgarstków...
- W tych strzykawkach jest Cerberos?
- Tak- powiedział rozmasowując nadgarstki - I dla ścisłości, w jednej jest dawka która mogłaby zabić na miejscu osobę nieprzystosowaną do regularnego zażywania. Więc nawet nie myśl o użyciu.
- Jak długo to dostaje? Nie rób takiej miny, pielęgniarz tarzał się we własnych fekaliach ze strachu, wyśpiewał mi wszystko. Że dostałam w nocy więcej niż zwykle. Zwykle- to słowo informuje o tym, że dostaje to regularnie. Sądząc po moich codziennych rześkich pobudkach, gdy jestem pełna energii i siły na trening- wnioskuje...
- Skończ z tą dedukcją. Tak, dobra, wygrałaś, dostajesz to od kilku tygodni dzień w dzień, odkąd jesteś w ośrodku, podajemy Ci lek dożylnie w nocy. Zadowolona? Co Ci z tej informacji?
Wbiłam sobie strzykawkę w udo i wstrzyknęłam połowę zawartości ampułki do organizmu. Poczułam jak serce przyspiesza, jak nastawia się wybity palec w prawej ręce, wszystkie starte knykcie się regenerują... Czad.
- To tak zawsze? Mam teraz niby więcej siły? - Podeszłam do Hadesa i uścisnęłam jego wyciągniętą dłoń, jednocześnie łamiąc mu kilka kości paliczkowych na dzień dobry - Hahaha, niezłe, podoba mi się.
Hades nawet się nie skrzywił, w ułamku sekundy jego obrażenia znikły. Dłoń nówka sztuka, nie śmigana....
- Skończyłaś się bawić?
- W sumie... Tak :) A teraz chce pogadać z jakąś grubą rybą o moim przeniesieniu ze szkolenia dla Świeżaków. Chce wejść na inny poziom Hades. I nie rób mnie w chuja, że niby nie mogę.
*******
Siedziałam na krześle. Bardzo drogim krześle. Nie byłam już tak pewna siebie i wyszczekana.
Nade mną, pode mną, dookoła mnie... Wszędzie pływały rekiny. Za szybką. Grubą szybką. Kurewsko wielkie bestie wszędzie. Nienawidziłam czuć się osaczona. A kryształowe krzesło na którym mnie posadzono, nie budowało mojej pewności siebie. Wręcz przeciwnie.
Czekam już od godziny, pomyślałam, że chcielibyście o tym wiedzieć.
Czekam na takiego jednego typka, w sumie ponoć fajny gość. Nazywa się Zeus (powaga, cała ta organizacja leci sobie w kulki z mitologią chyba) trzyma w szachu niemal cały świat. Śpi na fosie, myje się forsą, zapewne nią szcza i sra codziennie rano, po tym jak już umyje się w deszczu diamentów... Ogółem mówiąc, bogaty, wpływowy człowiek.
A ja, taka nic nie znacząca Tess, siedzę sobie tutaj i czekam aż raczy zejść i zamieni ze mną słówko albo dwa. Zależy na ile słówek znajdzie czas.
Stukałam paznokciami o oparcie. Bo to odprężające. Dopóki sto kamer nie zwróciło się w moją stronę. Dopóki na moim ciele nie znalazło się sto laserów, dzięki którym działka uprzejmie informowały mnie, że jeszcze jedno drgnięcie, a nie zostanie ze mnie nawet skalp...
Kocham tą siedzibę.
Całym moim serduszkiem.
- Panno Tess. - A oto lokaj rodu pojebów. Niech zgadnę. Hermes. Dam sobie głowę uciąć że tak nazwali tego dupka. Albo Sebastian. - Czy mogłaby Pani udać się za mną? Systemy alarmowe zostały już wyłączone dla Pani.
- Jak się nazywasz? - Musiałam to wiedzieć.
- Mój ród od pokoleń służy rodzinie Zeusa. Mamy przyjemność zwać się jego Hermesami.
Żartujecie sobie ze mnie.
Szliśmy korytarzem, wzdłuż którego błyskotliwy projektant wnętrz- w przepływie pasji i natchnienia- powiesił obrazy, oprawione w wysadzane drogimi kamieniami ramy. Portrety przedstawiały ponurych mężczyzn, podobnych z wyglądu, wszyscy byli w mniej więcej tym samym wieku. Fajnie. Trzydzieści jakże oryginalnych bohomazów. Właśnie na to wydałabym swoją fortunę. Oczywiście.
- Musi pani jeszcze chwileczkę poczekać przed drzwiami. Za chwilkę panią poproszę do środka.
Drzwi. Dobrze dobrane słowo. Dobrze ze nie powiedział "drzwiczkami"- wtedy mogłabym nie wytrzymać i zaczęłabym się śmiać, a mam poważne wątpliwości czy tutejszy alarm nie włącza się na dźwięk bardziej wesoły od monotonnego głosu Hermesa...
To były jebutne wrota. Portal. W życiu nie widziałam tak wielkich drzwi.
Znów godzina czekania.
A potem, uśmiechnięty Hermes zapraszający mnie do środka.
I jeden z większych wstrząsów mojego życia.